WIELKIE DRZEWO
Jaka siła jest w stanie sprawić, że w ciągu kilku godzin miejscowość 5-krotnie zwiększy liczbę obecnych w niej ludzi? Rodzina! Bo ona jest jak potężne drzewo.
Pakiet zjazdowy
Do wsi Jasionka, położonej między Zbuczynem a Wiśniewem, docieramy przed 9.00. Na placu, do którego od kilku kilometrów prowadziły kolorowe drogowskazy, ruch na razie niewielki.
Gdy wysiadamy na pustym jeszcze parkingu, widzimy klika dużych namiotów, przygotowaną dla dzieci zamko-zjeżdżalnię, kilkadziesiąt parasoli i sporą scenę, poprzedzoną rzędami ławek. Ledwie Stanisław Orzełowski - pasjonat, bez którego nie byłoby I Zjazdu Rodu Jasińskich - wychodzi z samochodu, a już rozmawia z krewnymi. Teraz wyjaśnia grupie starszych pań, kim są Dorota i jej córka Klaudia, 2 krakowianki, z którymi przyjechaliśmy.
Chwilę później dochodzę do mniejszego namiotu, opatrzonego napisem: „Identyfikatory”. W środku kilka stolików, rząd tablic, do których przytwierdzono prostokątne przypinki, oraz grupka młodych ludzi. Już niedługo staną się czymś na kształt biura obsługi klienta. Na razie słuchają Katarzyny, jednej z organizatorów Zjazdu. - Tu jest instrukcja, na wypadek, gdybym zaczęła rodzić - wyjaśnia, z czułością dotykając wydatnego brzucha pod sukienką. Po czym tłumaczy: że szukamy po imieniu (także gości spoza rodziny), że opisanych w Księdze Rodu podzielono na konary oznaczone literami, a ci z nieuwzględnionych odgałęzień mają identyfikatory z iksami i znakami zapytania, oraz że każdy ma otrzymać pakiet zjazdowy. Ja też taki dostaję. Jest tu i bogaty program spotkania, i spora książeczka „Piosenki zjazdowe”, i wreszcie - broszurka o historii Jasionki.
Wyposażony w ten zestaw zbliżam się z Dorotą i Klaudią do tablicy, na której przedstawiono drzewo genealogiczne rodu. Od kilku chwil studiuje je z uwagą tylko starszy pan. Później będą je nawiedzać tłumy z aparatami, a moja nowa znajoma zapyta mamę: - Jesteśmy od Józefa czy od Adama? - Od Józefa, syna Adama - odpowie Dorota, po czym Przemek, syn pana Stanisława, wyjaśni, co oznacza symbol „C61521” na identyfikatorze młodszej.
Poznaję, poznaję
Do oficjalnego początku Zjazdu jeszcze niemal 2 godziny, a przy „identyfikatorni” już spory tłumek. I dialogi, jakich dziesiątki usłyszę tego dnia. - Wiesz, kto to jest? Ciocia Jadzia, a to jej syn i córka - mówi jakiś głos za moimi plecami. - Piękna blondynka, mieszkała przy kościele - przypomina pani pod siedemdziesiątkę swym dzieciom, nim te przytulą się do niewidzianej wiele lat kuzynki. - Jest Baśka! Na niebiesko ubrana - krzyczy inny pan, wskazując ławki przed sceną. - Ja chodzę na wesela, na pogrzeby i na zjazdy rodzinne - wyjaśnia mężczyzna w sportowym stroju. Ktoś obok podkreśla, że tyle razy już mówił Hani, by zebrała w końcu swoją rodzinę, a seniorka przy namiocie zwierza się: - Poznaję, poznaję. Trochę się mylimy, ale się poznajemy.
- Ja przyjechałam tu dla mamy - mówi po pewnym czasie Dorota. - Zmarła 2 tygodnie temu. Ten zjazd był dla niej bardzo ważny - dodaje. A ja z każdą kolejną godziną będę ją coraz lepiej rozumiał. Choćby dlatego, że na identyfikatorach odnajdę ponad 50 różnych nazw miejscowości: od Siedlec i okolic, przez Gdańsk, Kraków, Maciejowice, Częstochowę, Katowice, aż po... Wiedeń.
Raduje się dusza
Już 11.00, czyli czas, o której miała rozpocząć się Msza. - Proszę o minutkę cierpliwości, bo jest duży tłok u naszych rodowych ambasadorów - oznajmia przez mikrofon S. Orzełowski. Ja, tak jak spora część usadowionych na ławkach, krzesłach, stolikach i kocach kuzynów (większość z chroniącymi od słońca parasolami), zerkam w stronę namiotu z identyfikatorami. Rzeczywiście, ogonek na co najmniej 200 osób. - Moja Basia, żona, proszona jest - dodaje tymczasem pan Stanisław ze sceny.
Mszę koncelebruje 7 księży: - Udział w zjeździe traktujemy jako pielgrzymkę do korzeni. Do wielkiego drzewa - mówi w jej trakcie ks. Michał Rozwadowski, proboszcz parafii NMP Wspomożycielki Wiernych w Borkach koło Radzynia Podlaskiego. O drzewie, obejmującym bliskimi więzami tysiące ludzi, wspomną jeszcze organizatorzy oraz pomysłodawca tego spotkania, nagrodzony przez uczestników kwiatami i „Sto lat” za dzielenie się tym, co najważniejsze: miłością do rodziny. - Raduje się moja dusza, że dane mi było doczekać tej chwili - powie, nie kryjąc wzruszenia. - Jasińscy z Jasionki to potężne drzewo! Wszystkich was, zacni krewni, serdecznie pozdrawiam i proszę, byście nigdy nie zapominali, że każde drzewo uschnie, jeśli jego korzenie nie będę sięgały do źródła wody. Także i nasze rodzinne drzewo genealogiczne uschnie, jeśli nie będziemy go zasilać bratnimi uczuciami.
Potem są kolejne ogłoszenia, a wśród nich zaproszenie do uczestniczenia w wykonywaniu rodzinnej fotografii. Ale że rodzina zgromadziła się spora (- Jest tysiąc! - oznajmia z radością Przemek, gdy podchodzę do „identyfikatorni”), to i zdjęcie szczególne. Wszystkich zebranych na placu uwieczniają Karol i Rysiek, którzy dzięki wyposażonemu w drabinę wozowi strażackiemu wznoszą się teraz na wysokości... 30 m. Ja przez przypadek trafiam do pierwszego rzędu.
Zainteresowani swoją historią
14.25. Teraz jest, jak na rodzinne spotkanie przystało. Pstrykają aparaty, nie cichnie szmer rozmów (trochę cichszy tylko gdy kuzyni się posilają) i występy artystyczne na scenie. Dorotę oraz Klaudię odnajduję w towarzystwie Józefa, brata pana Stanisława. Podobnie jak na zorganizowanym 4 lata temu zjeździe rodu Orzełowskich, pełni funkcję Mistrza Pieczęci Rodowej. Dzierży wielki stempel z herbem rodziny, który przybija na śpiewnikach i opasłych tomach księgi rodu. Te nabyć można niedaleko wejścia na plac. Choć ci, którzy opłacili składkę, otrzymają swoje egzemplarze później, wielu już teraz kupuje księgi dla bliskich. - Jasińscy są bardzo zainteresowani swoją historią - mówi pani Mirosława z Wólki Konopnej. Mimo że ciężkie, trzymają je blisko siebie, a często od razu po zapłaceniu przystępując do czytania.
10 minut później tłumy uczestników ruszają w pochód przez wieś. - Patrzcie, ilu ludzi. A mówili, że nie pójdą. Jasionka 600 lat czekała, ale się doczekała - stwierdza pan Stanisław. Potem przystaje przy kolejnych domach, tłumacząc, który konar rodu miał w nich swój początek. Po 20 minutach dochodzimy do tutejszej kapliczki. Tu następuje odsłonięcie kamienia upamiętniającego Zjazd, zakopanie pod nim przesłania do potomnych i posadzenie dębu. Posiadacze aparatów oblegają miejsce tych symbolicznych czynności niczym paparazzi. Mieszkańcy wsi, nawet ci noszący inne nazwiska, też słuchają w zachwycie.
Duch jak ziarno
Mija 17.00. Już po powrocie z przemarszu i pokazie ułańskim, w którym zgromadzonych zachwycili bracia Orzełowscy, oczywiście też spokrewnieni z Jasińskimi. Pan Stanisław dopiero teraz znajduje czas na posiłek. Zmęczony, ale zadowolony rozmawia z reporterką Radia Podlasie. W jego głosie jest skromność i satysfakcja. - Czuję się wyróżniony, że Bóg pozwolił mi to zrobić - wyznaje, by za chwilę mówić o bezcennej pomocy najbliższej rodziny i współpracowników, bez których nie doszłoby do Zjazdu. - Dziś ludziom brakuje ducha, ale mam nadzieję, że Zjazd go obudzi. To ziarno wzejdzie - dodaje z przekonaniem.
A ja, nim wyjadę z Jasionki, wiem, że już zaczęło wschodzić. Gdy kuzyni ustawiali się do zjazdowej fotografii, poznałem dwudziestokilkuletniego Andrzeja Jasińskiego, twórcę strony www.jasinscy.org.pl. - O panu Stanisławie dowiedziałem się miesiąc temu, całkowicie przypadkiem - opowiedział mi. - Ciągoty do badania swoich korzeni miałem chyba zawsze, ale jakoś brakowało czasu. Gdy dowiedziałem się z Internetu o Zjeździe, zapaliłem się do tego pomysłu. Okazało się, że pan Stanisław ma wiele danych o moich przodkach, nieuwzględnionych w księdze rodu. Chcę się nimi zająć. O tym, że warto, przekonał mnie Zjazd. Byłem nastawiony sceptycznie, ale to, co zrobił Komitet, przerosło moje oczekiwania. Fantastyczna sprawa! Wierzę, że będą kolejne spotkania! - zakończył.
Po tym, czego doświadczyłem przez 9 godzin w sobotę, 21 lipca, w Jasionce, nie mogę się z nim nie zgodzić.
Siedlce 26 lipca 2007 roku
Autor: Bartosz Szumowski
Źródło: http://www.echo.siedlce.net