Spotkanie Opłatkowe w Białkach 10.01.2009 r. - Relacja
Dodane przez aj dnia Styczeń 30 2009 10:13:56

>>>>>>>Z D J Ę C I A<<<<<<<

 

Siedlce, dnia 19 stycznia 2009 roku

 

Drodzy Kuzyni Jasińscy i Orze(y)łowscy!

 

            Cieszę się bardzo, że tak ochoczo odpowiedzieliście na moje zaproszenie i tak licznie przybyliście do Białek na spotkanie opłatkowe, a było nas około 150 osób. Dla Orze(y)łowskich było to już siódme z kolei, a dla Jasińskich – pierwsze. Nie miało znaczenia to, że spotkały się dwa rody i ich przyjaciele, wszyscy czuli się jak jedna wielka rodzina. Wśród nas byli weterani, co to nie opuścili ani jednej okazji, aby spotkać się z kuzynami, ale byli także debiutanci, którzy po raz pierwszy uczestniczyli w tego rodzaju uroczystości. Tym razem do debiutantki zwróciłem się z prośbą, aby zechciała podzielić się swoimi refleksjami, doznaniami i przeżyciami z tego spotkania. Poniżej zamieszczam Jej list.

 

Stanisław C-1645 Orzełowski z mamy Jasiński


Treść rozszerzona

>>>>>>>Z D J Ę C I A<<<<<<<

 

Siedlce, dnia 19 stycznia 2009 roku

 

Drodzy Kuzyni Jasińscy i Orze(y)łowscy!

 

            Cieszę się bardzo, że tak ochoczo odpowiedzieliście na moje zaproszenie i tak licznie przybyliście do Białek na spotkanie opłatkowe, a było nas około 150 osób. Dla Orze(y)łowskich było to już siódme z kolei, a dla Jasińskich – pierwsze. Nie miało znaczenia to, że spotkały się dwa rody i ich przyjaciele, wszyscy czuli się jak jedna wielka rodzina. Wśród nas byli weterani, co to nie opuścili ani jednej okazji, aby spotkać się z kuzynami, ale byli także debiutanci, którzy po raz pierwszy uczestniczyli w tego rodzaju uroczystości. Tym razem do debiutantki zwróciłem się z prośbą, aby zechciała podzielić się swoimi refleksjami, doznaniami i przeżyciami z tego spotkania. Poniżej zamieszczam Jej list.

 

Stanisław C-1645 Orzełowski z mamy Jasiński

 

Opłatek w Białkach 10 stycznia 2009 roku widziany oczami debiutantki

 

Drogie Kuzynki i Kuzyni!

 

            Pierwszy raz mam okazję kierować do Was swoje słowa, bo jak wynika z tytułu mojego sprawozdania w rodzinie Orze(y)łowskich w zasadzie debiutuję, toteż na początku pragnę napisać parę słów o sobie.

            Od ponad trzech lat jestem żoną Rajmunda Orzyłowskiego (C-16723). W lutym 2008 roku urodziła się nasza córka Wiktoria. Tegoroczny opłatek w miejscowości Białki był moim drugim spotkaniem z licznymi kuzynkami i kuzynami z rodziny Orze(y)łowskich po Zjeździe w 2008 roku w Radomyśli, któremu przeszkodziła ogromna nawałnica i pierwszym z kuzynkami i kuzynami z rodziny Jasińskich. Gdybym miała w kilku słowach opisać te obie liczne Familie to pierwsze, co nasuwa mi się na myśl, to niezwykłe ciepło, radość, życzliwość, przywiązanie do tradycji bijące od każdego z członków obu rodów. Rodziny te można byłoby, i to pragnę podkreślić z całą odpowiedzialnością, określić, jako rodziny „do tańca i do różańca”, którym dalekie i obce jest powiedzenie, że z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu.

            Po tym krótkim wstępie należy przejść ad rem, czyli do spotkania opłatkowego rodów Orze(y)łowskich i Jasińskich. Ze wstydem dziś przyznaję Drogie Kuzynki i Kuzyni, że na początku byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego rodzaju imprezy. Wynikało to z wielu czynników m.in. dlatego, że fizycznie czułam się nienajlepiej z powodu zapalenia krtani, jak również przerażało mnie spotkanie tak wielu nieznanych mi ludzi (proszę pamiętać, że dla mnie to dopiero druga impreza w tak licznym gronie), którym będę musiała składać życzenia, wspólnie z nimi kolędować i się bawić. Postanowiłam jednak, mimo wielu obaw, pojechać m.in. dlatego, że wiedziałam, jak bardzo zależy na tym mojemu mężowi. Z perspektywy czasu widzę jak bardzo się myliłam i z całą stanowczością muszę stwierdzić, że był to najlepszy wieczór, który spędziłam już od wielu miesięcy. Wieczór ten pełen był zarówno szampańskiej zabawy, jak i obfitował w wiele wzruszeń, zadumań i wspomnień.

            Spotkanie to odbyło się w dniu 10 stycznia 2009 roku świetlicy w miejscowości Białki położnej niedaleko Siedlec. Zostało zorganizowane dzięki staraniom i niestrudzonej pracy wielu osób, wśród, których nie można pominąć Elżbiety F-4431 Orzyłowskiej-Łęczyckiej, Ewy C-16331Pasztor, Stanisława C-1645 Orzełowskiego, Barbary F-4342 Orzyłowskiej-Borkowskiej, Józefa C-1647 Orzełowskiego, Tomasza C-1412 Orzełowskiego. Należy podkreślić, że dzięki pracy tych osób wszystko było zapięte na tzw. ostatni guzik.

            Już przed wejściem na salę, prawie „w drzwiach”, zostaliśmy wszyscy mile przywitani przez organizatorów kotylionami. Oczywiście każdy z pary dostał inny numerek i dopiero po jakimś czasie okazało się, dlaczego, a moja ciekawość została zaspokojona. O tym jednak później. Ogromnie podobała mi się sala, w której odbywało się całe spotkanie, jak również pięknie udekorowane i zastawione stoły, przystrojone przystawki, wśród których królowały wędliny, śledzie, sałatki, schab w galarecie oraz ciasta (najlepsze 3bit oraz sernik i takie kolorowe z galaretką – ślinka mi leci na samo wspomnienie), owoce, słodycze. Wszystko to kolorowe, apetyczne i pachnące zapraszało żeby sięgnąć po nie ręką. Oczywiście w miarę upływu czasu na biesiadników czekały kolejne dania, a przede wszystkim cieplutka zupka, pyzy, bigosik oraz tatar.

            Wiemy jednak, że zgodnie ze staropolskim zwyczajem wieczerza wigilijna, a więc i spotkanie opłatkowe, do której ono ściśle nawiązuje, rozpoczyna się od modlitwy, kolędy, życzeń, a dopiero potem przychodzi czas na konsumpcję, św. Mikołaja, konkursy i całą resztę. Nie inaczej było też w ten styczniowy wieczór zważywszy, że kto, jak kto, ale obie rodziny biorące udział w spotkaniu są szczególnie przywiązane do tradycji. Kiedy więc licznie zgromadzeni członkowie obu Familii zajęli swoje miejsca, zgaszono światło, a następnie jednocześnie ze wszystkich ust popłynęły wartko, głośno i tkliwie słowa popularnej kolędy „Wśród nocnej ciszy”. Po czym, oczywiście już przy oświetleniu, nastąpił krótki program artystyczny przygotowany przez organizatorów, obejmujący wiersze i inne teksty związane z Wigilią, Bożym Narodzeniem, a nade wszystko kolędy, będące jednakowoż treścią tego wieczoru. Towarzyszyły nam one jeszcze kilkakrotnie. Za każdym razem większość uczestników przyłączała się do wspólnego śpiewu i niektórzy obawiali się, że drżąca wówczas w posadach świetlica w Białkach nie da rady. Zdradzę tajemnicę, że na szczęście wytrzymała. Nie ukrywam, że najbardziej wzruszającym dla mnie momentem, były chwile, gdy kolędy zabrzmiały w wykonaniu wujka Stanisława C-1645 Orzełowskiego i jego braci. To było poruszające i słowa nie oddadzą ani tkliwości, ani barwy ich głosu. Przypomnieli oni kolędy już zapomniane, wykonywane w naszych domach rzadko, a jak piękne. Szczególnie zapadła mi w pamięć, kojarzona przeze mnie z domem rodzinnym kolęda „Bracia patrzcie jeno”, którą rokrocznie śpiewają na głosy podczas wigilijnego wieczoru mój tato i jego brat, a niegdyś także nieżyjący dziadzio – organista. Wtedy, tak jak 10 stycznia, ściany drżą, a nasze serca są pełne radości i wdzięczności.

            Ważnym momentem naszego spotkania były życzenia, składane sobie nawzajem, a więc to, czego obawiałam się najbardziej. Zupełnie bezpodstawnie. Bijąca od uczestników życzliwość, ciepło, otworzyły i moje serce na innych, a moje skrępowanie i niepewność odeszły w niepamięć. Trzeba tylko zaznaczyć, że szczególna atmosfera wytworzona przez gości sprawiła, że wypowiadane życzenia obejmujące czasami z braku czasu jedynie „wszystkiego dobrego, zdrowia, szczęścia” nabierały zupełnie innego wydźwięku i czuło się ich prawdziwą szczerość.

            W tym miejscu nie sposób nie napisać o występie wujka Stanisława C-1645 Orzełowskiego i cioci Elżbiety F-4431 Orzyłowskiej-Łęczyckiej, jako małżeństwa, które szuka prawdy o świętym czasie adwentu. Słuchając ich bardzo wnikliwie doszłam do wniosku, że szkoda, iż opłatek odbył się w styczniu. Gdyby, bowiem był wcześniej, to może, chociaż część z nas czas oczekiwania na dzieciątko Jezus przeżyłaby inaczej, wolniej, lepiej, spokojniej, w większej zgodzie z samym sobą i ludźmi zastanowiłaby się nad sensem tego czterotygodniowego okresu poprzedzającego Boże Narodzenie. Brawo ciociu, brawo wujku. Bardzo dziękujemy za te refleksje.

            Rodziny Orze(y)łowskich i Jasińskich nie byłyby jednak sobą, gdyby obok wzruszeń i refleksji podczas takiego spotkania nie znalazłyby czasu na rozrywkę. Do wyboru przygotowano mnóstwo atrakcji. Nie mogło oczywiście zabraknąć Mikołaja, który przebył daleką drogę z Laponii wraz ze wspaniałą asystentką i symbolicznych prezentów dla wszystkich. Podarunki jednak nie były za nic. Podchodziliśmy do Mikołaja grupami według znaków zodiaku począwszy od Koziorożca, a każda grupa losowała dla siebie zagadkę. Mikołaj wraz z asystentką zrobił psikusa i zagadki były bardzo przewrotne. Należało się, bowiem wykazać roztropnością i pomysłowością. Grupa, która nie odgadła dostawała kolejne zadanie. Podsumuję krótko zabawa była przednia. A oto jedna z zagadek, by pokazać stopień trudności: - dlaczego studenci z Uniwersytetu Warszawskiego podkopali się pod Sejm? Bo pozazdrościli tym z Krakowa i chcieli mieć własną „Piwnicę pod baranami”. Zanim Mikołaj z asystentką odjechali, zostali obtańczeni przez członków obu rodów w rytmach walczyka.

            Jednym z głównych punktów styczniowego wieczoru były jednak tańce. Odbywały się przy różnorodnej muzyce zarówno zagranicznej, jak i polskiej, w tym także wykonywanej na żywo i zapewnionej m.in. przez jedną z członkiń rodu Orze(y)łowskich – Katarzynę C-13143. Opisując tę część wieczoru posłużę się słowami poety: „Tańce, hulanki, swawole, ledwie karczmy nie rozwalą, ha ha hi hi, hejże hola”. Przez cały ten czas parkiet był zapełniony, a za stołem siedzieli tylko ci, którzy byli bardzo zmęczeni. Tej części wieczoru towarzyszyły też inne atrakcje, w tym w szczególności konkurs oberka, poleczki, kankana, zabawa w węża i hit - taniec z kotylionami, wtedy dowiedziałam się, dlaczego dostałam z mężem różne numerki. Numerki były potrzebne do znalezienia na czas zabawy drugiego partnera i to bez żadnych konsekwencji. Fajnie nie?!

            Konkursem, który wywołał mnóstwo emocji, był taniec na gazecie rozmiar A3 na osobę, w którym wraz z mężem miałam przyjemność brać udział. Polegał na tym, by jak najmniej zniszczyć gazetę, tańcząc tango, z figurami oczywiście, a było to trudne zważywszy na śnieg za oknami, który na parkiecie po jakimś czasie utworzył czarną warstewkę błotka. Emocje były silne wśród publiczności, kiedy bowiem sędziowie wybrali parę, której gazeta istotnie była najbardziej czysta i to oni zasłużenie dostali koronę. Wtedy to kilka osób podbiegło do jurorów prosząc, aby przyznać nagrodę publiczności. Była ona przeznaczona dla mnie i męża nie za czystość gazety, ale za figury właśnie. W tym miejscu pragnę wszystkim ogromnie podziękować za to wyróżnienie, bo naprawdę czuje się zaszczycona. Uwielbiamy z mężem tańczyć i cieszymy się, że mogliśmy sprawić uczestnikom zabawy przyjemność. Niezwykle wspaniałym akcentem były również wspólne śpiewy przy stołach przy akompaniamencie akordeonów, na których grali - Zbyszek C-1648 Orzełowski i Mirek B-4152 Markiewicz (z Rodu Jasińskich). Po raz kolejny okazało się, że muzyka jednoczy, a Orze(y)łowscy i Jasińscy mają głosy niczym lwy – donośne, silne i piękne.

            Nie sposób było w kilku zdaniach opisać ten cudowny wieczór, dlatego też zabrało mi to trochę więcej miejsca, za co przepraszam. Mam tylko nadzieję, że nie zanudziłam Was Drodzy Kuzyni i Kuzynki. Ten, kto nie był ma, czego żałować. Dla mnie wieczór, który zapowiadał się tak sobie, okazał się być wspaniałym, pełnym radości, ciepła, wzruszeń, zabawy. Pragnę jeszcze raz w imieniu wszystkich uczestników podziękować organizatorom życząc im wielu sił i zdrowia, a Wam drodzy Kuzyni i Kuzynki, którzy z różnych względów nie mogliście być obecni na tym spotkaniu, życzę w Nowym Roku wiele szczęścia, pomyślności, by ten rok był dla Was pełny ciepła rodzinnego, miłych niespodzianek, ubogi we łzy i troski, a nade wszystko byśmy wkrótce mogli się wszyscy znów spotkać.

 

Monika C-16723 Jaszczuk-Orzyłowska.